ROZDZIAŁY SPECJALNE!!!

superfajne i genialne zarazem...

 MIKOŁAJKI

 Czyli bunkry, ciasteczka, naciskanie i... Zapomniałyśmy o Pierdzinsonie...

- Horan, oddaj je! Są dla Mikołaja!- krzyknął szatyn, wyrywając biały talerzyk z jeszcze ciepłymi ciastkami Bogu ducha winnemu blondynowi. 
- Ale ja też chcę!- obruszył się jasnowłosy. 
- Masz w kuchni. A teraz spadaj- odpowiedział ten drugi i odstawił naczynie na miejsce. 
- Ale to jest tak daleko...- wymamrotał Niall i wskazał tęsknie ręką w stronę pomieszczenia z którego wydobywał się zapach świeżych wypieków- Liaaaaaam, bądź człowiekiem!
Szatyn wzniósł oczy do nieba i pokręcił głową z niedowierzaniem. To nie pierwszy raz, kiedy naszła go ochota trzepnięcia przyjaciela patelnią. Pioruny wręcz ciskały z jego oczu, co Niall widocznie zauważył, ponieważ podniósł się z krzesła z prędkością światła i pognał do kuchni, gdzie przy stole rozsiadł się mulat, który właśnie rozczłonkowywał swoje pierniczki sztućcami i uśmiechał się do talerza jak obłąkany.
- Zaaaaaynie- zdrobnił blondyn, niedbale dosiadając się do kolegi, przewracając przy tym z impetem skrzynkę z narzędziami- Witaj mój przyjacielu najdroższy, mój druhu, moja bratnia duszo, mój skarbie największy, mój...
- Nie, nie oddam ci moich ciasteczek!- wysyczał chłopak przez zęby.
- Ale...
Nie dane mu było dokończyć, gdyż sprzed drzwi kuchni dało się słyszeć:
- Chcesz STOPERAN?!
- Po kiego grzyba mi STOPERAN?!
- Bo chyba cię posrało, jeżeli myślisz, że powiem ci, gdzie schowałam prezenty!
Jak na komendę do kuchni wbiegł ciemnowłosy chłopak w niezwykle ciasnych rurkach z tak zwaną szopą na głowie i począł wymachiwać jakimś ostrym narzędziem. Wyglądał swoją droga jak Pinokio po inwazji termitów...
- Weźcie ją ode mnie!- wrzasnął.
Adresaci wypowiedzi jednak pozostali niewzruszeni i wymieniali między sobą czułości z najwyższej półki: "Imbecylu!", "Przychlaście!", "Ćwierćmózgu!".

<OCZAMI HARLEY>
Stwierdziłam, że nie mam ochoty dłużej użerać się z tym oszołomem i pomaszerowałam w stronę salonu, gdzie bliźniacy biegali dookoła sofy, wrzeszcząc coś w stylu: "Bunkry, bunkry! Budujcie bunkry, by chronić się przed wielką dupą Harley!"
- Czy mam wam wpierdolić?!- zapytałam, nawet przez chwilę nie oczekując odpowiedzi.
Wtem do salonu wparowała moja rodzicielka i skończyło się na długim wywodzie na temat: "Masz tylko dwóch braci i musisz ich kochać, szanować i nikt nie wie co jeszcze"... I podczas kiedy moja szanowna mama plotła androny, ja zdążyłam już zapierdzielić Zippowi w łeb poduszką i wyglebić Mercedesa na podłogę. 
- Od rana nic, tylko się tłuczecie... Nie mam do Was już siły...- mówiła- Idź lepiej siostrze pomóż prezenty pakować na górę. Macie przygotowany papier i pudełka...
Stwierdzając, że tę wojnę domową przegrałam, powlokłam się po schodach do pokoju Yamahy. Aż pod jej drzwi doprowadził mnie krzyk Harry'ego: "NIAAAAL!!! NIE ŻRYJ SUROWEGO CIASTA!!!"
Nacisnęłam klamkę. Na podłodze siedziała moja bliźniaczka i z ogromną precyzją wiązała kokardę na środku owiniętego w ciemnogranatowy papier pudła.
- Dla Harry'ego?- spytałam, na co tylko kiwnęła głową. 
Stanęłam nad nią w pozie a'la "fuck me now" i dokładnie obserwowałam każdy jej ruch. Gdy tylko skończyła, zadowolona z siebie wstała i włożyła gotowy podarunek pod swoje łóżko z taką czułością, jakby był to największy skarb na świecie. A obie doskonale wiedziałyśmy, że tak nie było. Odkąd zaczęłyśmy dostawać kieszonkowe, ZAWSZE kupujemy wszystkie prezenty razem. Tak jest o wiele prościej; upominki są bardziej okazałe i przede wszystkim TAŃSZE. 
- Pomożesz mi, czy tak zamierzasz stać, jak ta dupa wołowa?- zaśmiała się Yamaha, rzucając we mnie paczką żelków, przeznaczonych jako fragment prezentu dla Polly.
***
Nadszedł wieczór. Zapakowane prezenty już dawno wylegiwały się pod łóżkiem Yamahy. Czekałyśmy tylko aż wszyscy pójdą spać, żeby znieść je na dół i zostawić przy kominku. Jasne, żadna z nas już dawno nie wierzyła w Mikołaja i spokojnie obeszłoby się bez tej całej szopki. Ale mamy jeszcze Pocket- od początku roku tylko odlicza dni do szóstego grudnia i sporządza szczegółową listę zachcianek, która od pierwszego marca leży pod doniczką na jej balkonie i czeka na przyjście staruszka w czerwonym kubraczku. Poza tym... Czy to nie jest odlotowe?! 
Wraz z Yam, postanowiłyśmy, że dziś obie śpimy u niej (jak co roku), Rzecz jasna, żadna z nas spała nie będzie- zbyt wielkie emocje, szał macicy na ulicy i w ogóle. 
Uzbrojone w porządny zapas orzeszków ziemnych (mojego ulubionego przysmaku), pianek ogniskowych (ulubionego przysmaku mojej siostry) i Pepsi, rozwaliłyśmy się na podłodze i rozpoczęłyśmy ucztę przy dźwiękach Galliano i ich piosenki z końca lat osiemdziesiątych, która akurat leciała w radio. 
- Boję się, że Harry'emu się nie spodoba- szepnęła siostra i otworzyła pierwszą paczkę pianek.
- Luzy majtasy- uspokoiłam ją- Będzie dobrze... Najwyżej zwalimy na kiepski budżet staruszka...
- Mikołaja w to nie mieszaj- uśmiechnęła się.
- Ale ja mówiłam o naszym staruszku- uściśliłam. 
Spojrzałam na nią. Wyglądała dzisiaj jeszcze ładniej niż zwykle. Ciemne włosy spięte miała w wysokiego, rozwalającego się już nieco koka, szczerzyła ząbki jak Pierdzinson, kiedy raz na jakiś czas wyjdzie mu jakaś riposta... O JPDL! Pierdzinson!!!
- Yamaha...- zaczęłam.
- Hm?
- Zapomniałyśmy o Pierdzinsonie!- krzyknęłam. 
Jej źrenice automatycznie się rozszerzyły. 
- To... To niemożliwe...- złapała się za głowę- Liczyłam wszystkie prezenty po 10 razy... Zgadzało się... Było 9... Mama... Tata... Polly... Zipp i Mercedes...
- W tym roku Zipp i Mercedes mają osobne prezenty!- przypomniałam jej.
- O zgrozo!- mruknęła- Co teraz?
- Teoretycznie nie musi nic dostać- odparłam.
- Ale... Jak to się mogło stać?
Oho... Zaraz zacznie się furia... Cóż... Yamaha jest perfekcjonistką. Od zawsze, na zawsze... Wszystko musi mieć dokładnie zaplanowane, a jeżeli coś nie idzie po jej myśli, staje się prawdziwym potworem. 5... 4... 3... 2... 1... I... Potw... PUK! PUK!
- Jeżeli nie jesteś św. Mikołajem, to nie wchodź!- wrzasnęłam.
No tak... To bynajmniej nie był św. Mikołaj. To był Zayn. Nie posłuchał mnie. Wszedł.
- Witam piękne panie... Co robicie?- spytał.
- Pływamy- jęknęłam ironicznie- Czego chcesz?
- Panienka nie w nastroju...- cmoknął- Czyżby okres?
- Jak nie wyjdziesz za chwilę, to ci z mordy zrobię okres!- zagroziłam.
- Mmm... Brzmi kusząco... Postoję tutaj w tych drzwiach jeszcze przez moment- oznajmił.
- Po co?!- zapytałam.
- Bo lubię...
- Dam ci funta jak sobie pójdziesz- zaoferowałam.
- Lou był szybszy...- zaśmiał się.
- Jak to?
- Dostałem od niego dwa funty za to, że zatrzymam was w tym pokoju jeszcze przez... 2 minuty... 1 minutę i 59 sekund... 58...
- Po co?- powtórzyłam.
- Układają prezenty. Chłopak się postarał... Kupił Ci coś superfajnego i genialnego zarazem- rzekł, co zdenerwowało mnie jeszcze bardzie- Pewnie ty też masz dla niego coś równie superfajnego i genialnego zarazem...
- Ogarnij się chłopie, bo jesteś superżałosny i beznadziejny zarazem- prychnęłam.
Zatykało coś w jego drogim, naręcznym zegarku i wyszedł bez słowa, pozostawiając mnie samą z Yamahą, która właśnie zajęta była wyrywaniem sobie włosów i szemraniem pod nosem: "Jak mogłam? Jak mogłam? Jak mogłam?"
- Och, uspokój się!- poprosiłam- Walniemy mu trochę śniegu do pudełka i będzie...
Spojrzała na mnie spode łba. Była na mnie wściekła, to jasne, ale nie wiem, z jakiego powodu. Przecież to nie ja zapomniałam o prezencie dla tego goryla... No dobra, ja też po części, ale nie aż tak...
- Znieśmy to na dół i pomyślimy- zaproponowałam, wskazując na wystające spod narzuty złote pudełko.
Jak powiedziałam, tak też uczyniłyśmy. Po cichu wymknęłyśmy się z pokoju, tak naprawdę nie obawiając się o nieproszone towarzystwo w takcie misji. Oczywiście, nie mogło być zbyt idealnie, więc upuściłam ze cztery razy paczkę dla taty na schodach. Byłam zatem przekonana, że obudziliśmy każdego, kto ewentualnie spał.
Kiedy już skończyłyśmy naszą robotę, postanowiłyśmy zaparzyć sobie herbaty i przy kuchennym stole zacząć myśleć, co z tym fantem (a raczej jego brakiem) uczynić.
- Dobra mamy około- spojrzałam na zegarek-3,5 godziny zanim hołota rozpocznie nowy dzień...
- Okej, to myślimy...- oznajmiła siostra- Ty znasz go lepiej niż ja... Wbrew pozorom... No więc... Co on może chcieć?
- Eeee...- rozejrzałam się po pomieszczeniu- Kubek? Suszony czosnek? Mmmm... Krzesło?!
Yamaha popatrzyła na mnie, jak na kosmitę.
- Pomyśl, proszę Cię- szepnęła- Albo... Z problemami trzeba się przespać!
I to był ten moment, kiedy całkowicie i bezpowrotnie straciłam wiarę w ludzkość... Moja własna, rodzona siostra pragnie, abym poległa?!
- Mam spać z Pierdzinsonem?!- krzyknęłam, jednak na tyle cicho, by nikt niepowołany tego nie usłyszał.
- Nie... To znaczy... Jeżeli chcesz, to możesz sobie spać z kim chcesz, ale... Może idź spać na godzinę, wymyślisz coś na pewno- uspokoiła mnie.
- Nigdzie nie idę- zaprotestowałam- Mam już pewien pomysł...
***
Razem z Yamahą nie spałyśmy tej nocy ani trochę. Gdy skończyłyśmy prezent dla Louisa, zaczęło już świtać, więc zabrałyśmy się od razu za przygotowywanie śniadania. Kiedy zagotowałyśmy wodę na kawę, całe One Direction+ nasza rodzinka zjawili się na dole i mogliśmy teoretycznie zasiadać do "wieczerzy". Ale nieee... Bo oczywiście Pocket z piskiem rzuciła się na prezenty, prawie wpadając przy tym do kominka, obok którego stały ułożone w całkiem sympatyczny stosik. Jakież było jej szczęście, kiedy zobaczyła, że jest ich jeszcze więcej niż w zeszłym roku.
Usiedliśmy więc wszyscy w salonie (zupełnie zapominając o stygnącej jajecznicy, którą wraz z Yamahą przygotowywałyśmy dobre 15 minut) i obserwowaliśmy, jak Polly biega od osoby do osoby i roznosi mikołajkowe upominki.
Prezent od rodziców- pieniądze... No jasne... Oni są tacy przewidywalni...
Prezent od bliźniaków- MOJE OSOBISTE szpilki, które kupiłam sobie dwa lata temu i zgubiłam w tamtym miesiącu... Oni zdecydowanie naoglądali się za dużo Hanny Montany swego czasu...
Prezent od Polly- przeurocza laurka z rysunkiem kreatury, która w moim mniemaniu miała mnie przypominać...
Prezent od Yamahy- grubaśna książka; prawie tysiąc stron nudy o szydełkowaniu... Siostra od wielu lat chce mnie zmusić do czytania i do szydełkowania (przynajmniej niech rodzice tak sądzą, bo obie doskonale wiemy, że za tydzień da mi PRAWDZIWY prezent, coś co mi się spodoba).
Prezent od chłopaków- WIOLONCZELA!!!
Największy cud natury... Kupili mi WIOLONCZELĘ!!! Myślałam, że ich tam zadziekuję na śmierć... Skąd oni wiedzieli, że mam słabość do wiolonczeli?!
No więc... Kiedy już wszystkie prezenty zostały rozdane i został tylko jeden (nasz prezent dla Pierdzinsona), Yamaha wyglądała, jak trup.
Pocket podała chłopakowi paczkę, a gdy ten ją otworzył, nie posiadał się z radości.
- Dożywotni zapas kisielu w proszku!- ryknął uradowany- Mikołaju, jesteś najlepszym kolesiem na świecie!
- Jestem genialna- wypowiedziałam bezgłośnie w stronę siostry, na co ona tylko odetchnęła z ulgą.

<OCZAMI YAMAHY>
Byłam w trakcie porządkowania pustych opakowań po orzechach, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Mój wizytator nie czekał jednak na moją zgodę, tylko lekko uchylił drzwi, po czym ukazał się mi w całej swej okazałości.
- Hej Harry- przywitałam się.
On tylko się uśmiechnął, prawdopodobnie przyjmując moje powitanie jako zaproszenie. Usiadł na łóżku i zaczął mi się uważnie przyglądać.
- Mam coś na twarzy?- spytałam zdezorientowana.
- Taaa- mruknął- To znaczy nie!!! Nie! Nic nie masz! Jest idealnie...
Czułam, jak się rumienię, więc spuściłam głowę w dół pod pretekstem szukania śmieci na dywanie.
- Jak podoba ci się prezent?- zapytał.
Dostałam od nich dwa bilety na ich koncert (och, co za skromność) i ogromny kufer z biżuterią.
- Jest super- powiedziałam- Najfajniejszy prezent, jaki dostałam.
- Cieszę się- odparł- Czyli Mikołajki udane?
- Raczej tak- kiwnęłam głową.
Wstał i zaczął się powoli do mnie zbliżać.
- Chcesz, żeby były udane jeszcze bardziej?- spytał.
Był już zbyt blisko mnie. Ale chciałam tego. Czułam nieco za intensywny zapach jego perfum. Jego oddech na moim policzku.
I pocałował mnie... Tak po prostu... (nie)Zwyczajnie... Mikołajkowo...

<OCZAMI HARLEY>
Siedziałam w moim pokoju i brzdękoliłam na nowo otrzymanym instrumencie. Starałam się przypomnieć sobie chociaż to, w jaki sposób trzyma się smyczek, co wychodziło mi raczej średnio, nie mówiąc już o naciskaniu jakichkolwiek dźwięków i powodowania, by brzmiały jako tako.
Nawet nie usłyszałam, kiedy w drzwiach mojego pokoju stanął Pierdzinson z czapką Mikołaja i wielkim bananem na mordzie (i nie, nie chodzi wcale o uśmiech... po prostu przyczepił sobie przezroczystą taśmą banana do policzka).
- Nieźle ci idzie- pochwalił mnie i z jękiem odkleił owoc od twarzy, po czym odłożył go na moje biurko.
- Ta... Bajecznie...- prychnęłam, na co zareagował tylko donośnym rżeniem.
- Mogę ci pomóc- zaoferował.
- Grasz na wiolonczeli?- zapytałam. Byłam gotowa zmienić o nim zdanie na moment, ale...
- Nie!- zaprotestował- Ale jestem muzykiem, słonko...
- Jaki tam z ciebie muzyk?- spytałam- Kilka pioseneczek... Na dodatek nie twoich...
- Chcesz się przekonać?
I nie pozwolił mi udzielić odpowiedzi. Usiadł na łóżku tuż obok mnie i kazał mi przejechać smyczkiem po strunach. Tak też zrobiłam, zupełnie nie wiedząc, do czego zmierza. Kiedy ja tak sobie jeździłam, on naciskał palcami struny na gryfie, wydając przy tym dość przyjemne dla ucha dźwięki.
I tak sobie graliśmy; jeździliśmy i naciskaliśmy...
- Masz dobrą rękę do smyczka- zauważył, kiedy skończyliśmy.
Nie wiedzieć, z jakiego powodu, zrobiłam się cała czerwona... Czułam na sobie jego wzrok, który wręcz mnie palił.
Wstał i zaczął powoli kierować się do wyjścia. Przy samych drzwiach odwrócił się i spojrzał na mnie jeszcze raz.
- Denerwuje mnie to milczenie- wyznał.
- Mnie też- zgodziłam się.
- Zamierzasz cokolwiek z tym zrobić?- spytał.
- Nie wiem- wydukałam- Chyba nie...
- Czyli ja będę musiał- wzruszył ramionami.
Podszedł do mnie szybkim krokiem, ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. Po czym, jakby nigdy nic, wyszedł i zostawił mnie samą.
Nie minęło jednak trzydzieści sekund, dostałam wiadomość tekstową...
"Wesołych Mikołajek ~Louis"
Odpisałam tylko szybko i odrzuciłam telefon, jak najdalej od siebie.
"Gdybyś był Mikołajem, byłbyś zajebistym Mikołajem... Superfajnym i genialnym zarazem"
___________________
Rozdział specjalny, który jest POZA OPOWIADANIEM!!!
Nic, co tutaj się stało nie ma wpływu na dalsze losy bohaterów, na ich relacje, itp.
Miał być wczoraj, ale się nie udało, za co Was bardzo przepraszam... I tak nie wyszedł taki, jaki chciałam...
Ten... Spóźnione Wesołych Mikołajek i 3majcie się <3
Tęsknię za Wami :D 
~Kocia3ek

15 komentarzy:

  1. to jest... superfajne i genialne zarazem...
    uśmiałam się jak nigdy _*_
    ta przerwa dobrze wam robi :)
    nie mogę się doczekć waszzego powrotu
    jesteście super

    OdpowiedzUsuń
  2. Kisiel !!! Wiedziałam, WIEDZIAŁAM, teraz się tym jaram :).
    Rozdział jest po prostu... Kurczę, czy tylko ja mam tak, że nie umiem się wysłowić?(Liczę na to, że nie).
    Boże.. Teraz o wiele łatwiej mi się czeka na Wasz powrót. Kocia3ku: My też za Tobą tęsknimy! I pozdrowionka dla Cranberry <3.
    Powtórzę też poprzedni komentarz: jesteście super!
    Czekam. / Anonimek <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Something Great!

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawie się popłakałam ... i nie wiem dlaczego ...może dlatego, że oglądam sb KSW i jak skończyłam czytać to gościu zapowiedziała jakiegoś LOUISA... a może po prostu dlatego,że jestem ostro jebnięta, ale tak ogólnie to to było zajebiste !!! <333

    OdpowiedzUsuń
  5. HHAHAH świetny rozdział :D KISIEL <3 HAHAHH

    H&Y <3

    Ale ja żyje do Harley, końcówka powala na kolana! <3 kocham takie sceny wielkie WOW.
    Weźcie już tęsknie koszmarnie... :( Zbliża się koniec roku a co za tym idzie WASZ WIELKI POWRÓT <3 do zobaczenia niebawem/ Add :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać waszego powrotu O.o ale jakoś dam sb radę ;-)) Zjem sb trochę kiślu czy tam kisielu ;-O Już chyba to ktoś pisał, ale to naprawdę było superfajne i genialne zarazem ... ( nie spodziewaliście się, że to napiszę ;-**) hhahahhaa powodzenia w pisaniu i szybko wracajcie ;-))

    OdpowiedzUsuń
  7. Paula...i ty mi mówiłaś że weny nie miałaś........ jeeejuu, zamień się talentem! Serio, też tak chce...... To jest G E N I A L N E !!! I oczywiście bez kiślu by się nie obyłoo ;p I ta końcówka.... awwww <333 Kochamkochamkoocham! :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Już myślałam, że się nie doczekam. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. 'Bunkry, budujecie bunkry by chronić świat przed wielką dupą Harley' to rozwaliło system. A teraz wyobraźcie sobie jak brzmiało by to gdyby zostało wypowiedziane przez Har do Lou. Np. tak ' Bunkry, budujcie bunkry by chronić świat przed wielką dupą Pierdzinsona'. To był cytat Harry'iego(mojej przyjaciółki bo jeszcze by wyszło że mam kontakt z prawdziwym lolz)
    A co do rozdziału zajekurwabisty(sorry za ten kolokwializm mający na celu wzmocnienie ekspresji wypowiedzi)
    Dobra dziewczyny to do następnego.
    Mam nadzieję że będzie więcej rozdziałów specjalnych. Np. na Święta i Sylwestra.
    pozdrawiam i idę zmyć budyń z włosów.(kolejny pomysł Hazzy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.s CZEKAM NA SUPER SPEKTAKULARNY
      POWRÓT. FAJERWERKI MAJĄ BYĆ!!!!(jestem chora psychicznie użyłam więcej niż trzech wykrzykników w zdaniu)

      Usuń
  10. jeśli mam być szczera, to pierwsza myśl po przeczytaniu tego to ''kurde, ta dziewczyna ryje mi psychikę!!!''ogólnie rzecz biorąc, to rozdział boski:) pozwolę sobie podsumować akcję ''jebłam, leżę i nie wstaję'':D też za tobą tęsknię wariatko :D szczególnie po naszej sobotniej bibie :P aaa, no i przekaż mojej kochanej Izuni, że za nią też tęsknię. ostatnio jakoś nigdy nie mogę jej złapać na fejsie :( kocham was misiaki moje :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne *o* Dawaj kolejną część! Kurde nie wytrzymam ! <33

    OdpowiedzUsuń
  12. Będzie następna część czy nie? Ja osobiście bym wolała jak najwięcej :)

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny rozdział <3
    w wolnej chwili zapraszam do siebie http://wind-onedirection-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratulacje! Twój blog został nominowany do Liebster Awards. Więcej informacji tutaj: http://blog5umafinki.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń