Strony

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 6

<OCZAMI HARLEY>
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!- pisnęłam, gdy tylko otworzyłam oczy.
Ja... On... Razem... W jednym łóżku... W MOIM łóżku... Moja ręka... Na jego brzuchu... O mamuniu, chyba zaraz mnie zemdli... Nie, przepraszam... Za późno!
Zerwałam się na równe nogi i pognałam do łazienki. Już nawet nachyliłam się nad kiblem, ale okazało się, że nic nie chciało ze mnie wyjść...
Zrezygnowana wróciłam do pokoju. Z obrzydzeniem wyciągnęłam spod jego parszywego łba moją poduszkę i zaczęłam ją trzepać na balkonie... Zakażenie, zakażenie everywhere... W końcu z bólem serca (który przeszedł w chwili, gdy przypomniałam sobie, że na niej spał) wyrzuciłam ją przez okno tak, że wylądowała prosto w mokrej trawie zaraz obok miski z żarciem dla psa... Idealnie, to właśnie tam Pierdzinson powinien spędzić noc!
- Wypierdalaj stąd!!!- wrzasnęłam mu prosto do ucha.
Otworzył te swoje ohydne gały i zaczął się rozglądać jak jakaś paniusia w sklepie z butami. Swoją drogą, dziwię się, że obudził się dopiero teraz.
- Co ja tu robię?- zapytał.
- Właśnie chciałam spytać cię o to samo- mruknęłam- Ale nie muszę, bo zaraz cię tutaj nie będzie!
- Och, żebyś wiedziała, że mnie nie będzie!- syknął i nim się obejrzałam, zostałam w pokoju całkiem sama.
Wyjęłam szybko z szafki odświeżacz powietrza i szybko spryskałam nim całe pomieszczenie.
Szybko się ogarnęłam i gotowa zeszłam na dół, gdzie siedziała już Yamaha w towarzystwie kubka gorącej herbaty i tych pięciu pedałów.
- Gdzie rodzice?- spytałam.
- Zjedli śniadanie już pół godziny temu i pojechali z dzieciakami na zakupy- wyjaśniła siostra.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i wyjęłam sobie sok pomarańczowy z lodówki. Zmroziłam pasiastego spojrzeniem i z moją zdobyczą dumnym krokiem wmaszerowałam na górę.
Doprowadziłam swój pokój do pozornego porządku (walnęłam wszystko pod łóżko lub poupychałam do szafek), po czym rozsiadłam się wygodnie na łóżku i w panującej wkoło ciszy i spokoju, konsumowałam napój. Zaczęłam myśleć o tym Louisie... A głównie o jego spodniach... Tak, to ja- Harley. Tak, myślę o męskich spodniach... O ile to, co ten goryl ma na sobie, można nazwać męskim... O ile to, co ten goryl ma na sobie, można w ogóle nazwać spodniami! Ja nie wiem, jak on w tym wytrzymuje... Ja z moją klaustrofobią na pewno długo bym w nich nie pożyła... Przecież to jest takie ciasne!!! Ale mają jeden plus: Odwracają uwagę od tej jego zakichanej facjaty... W sumie, nie mam pojęcia, skąd on ją ma... Z ruskiego targu z bronią chemiczną? Hmmm... Ironiczne, błyskotliwe, na czasie... Mam nową ripostę na tego patafiana...
- Harley!- usłyszałam.
Stanęłam na równe nogi (wylałam trochę soku na dywan, ale niech to zostanie między nami), po czym popatatajałam do kuchni, skąd nadchodziły donośne wołania.
Na stole jadalnym leżało z tuzin ogromniastych reklamówek, pod stołem chyba drugie tyle, a w zlewie walały się tony brudnych naczyń.
W środku tego całego zamieszania stała moja mama i kto miał się zająć tym syfem? Ja... Pewnie, że ja...
- Rozpakujesz zakupy, włożysz talerze do zmywarki i widzimy się na podwórku za piętnaście minut- oznajmiła, jakby nigdy nic, a następnie z uśmiechem od ucha do ucha zawędrowała do salonu, by pomóc Zippowi i Mercedesowi przenosić nawóz do szopy.
Przystąpiłam do wykonywania zadań wyznaczonych mi przez rodzicielkę. Działałam jak na auto pilocie: tutaj warzywa, tutaj brudny kubek, tutaj tabletki do zmywarki, tutaj to, tutaj tamto, tutaj siamto... I gotowe! Jednak zanim się z tym uwinęłam, reszta w całej swej okazałości stała już na zewnątrz i czekała na mnie.
- Okej- "przywitała" mnie mama- Dzisiaj mamy sporo do roboty.
- Więcej niż kopanie ziemniaków?- zapytał przerażony Niall.
- To zależy dla kogo- uśmiechnęła się do niego ciepło (Mamo, nie rób tak więcej) i rozpoczęła przydzielanie obowiązków.
Polly zdejmuje szypułki z truskawek (ach, jak ambitnie), Harry i Pierdzinson koszą trawnik, reszta tej owłosionej bandy zbiera czereśnie z drzewa, Yamaha sprząta kurnik z bliźniakami, tata rąbie drewno, mama ogarnia coś z kwiatkami, a ja? Ja muszę grabić to, co te dwa patafiany skoszą...
Ale jak zobaczyłam, w jaki sposób te oszołomy zabrały się za to koszenie, to myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok... Lokers, wyjmując kosiarkę z przebudówki, zaplątał się o kabel i wywinął orła, lądując zaledwie kilka centymetrów od siekiery. Z kolei ten drugi żul, zamotał się nieco w trakcie podłączania swojej do prądu i nie za bardzo potrafił ją utrzymać. Dlatego też, doprowadzanie naszego trawnika do stanu używalności szło mu bardzo opornie.
- Dawaj to, dziewczynko- warknęłam w jego stronę.
- Zostaw, poradzę sobie!- pisnął.
- Tak, tak... Idź lepiej pomóc Polly przy truskawkach- poradziłam.
Wytknęłam mu język i krzyknęłam w stronę siostry: "Mała, wujek Tomcio właśnie leci, żeby cię wyręczyć".
- Nie ma za co- szepnęłam mu prosto do ucha i posłałam mu perfidny uśmiech.
- Spierdalaj- mruknął prawie niedosłyszalnie.
Wzięłam się za robotę, a Harry cały czas się na mnie gapił, jak łysy na grzebień.
- Ty lepiej też się ogarnij, chłopie, bo zaraz pięciolatka będzie musiała to zrobić za ciebie- krzyknęłam w jego stronę- I zapewniam cię, że pójdzie jej lepiej niż tobie!
Zraniłam jego dumę, więc wziął się w garść i zaczął jako tako pracować.
Od razu widać jednak, że do tego nie przywykli. Niall chyba z pięć razy zleciał z drzewa, Liam przeciął się drabiną (jak on to zrobił, nie wnikam)... O zgrozo! Gdzie ich wychowano, uchowano, czy gdzie oni się wylęgli?! Jak słowo daję, co to jest za rozpieszczony naród?! Żeby dziewiętnastoletni chłopak nie potrafił podłączyć kosiarki do prądu? Do tej pory myślałam, że takie rzeczy tylko w cyrku.
Kiedy skosiłam już swoją część trawnika, poszłam do domu, by się czegoś napić, bo byłam wykończona. Czuję, że jutro nie wstanę z łóżka.
Wyjęłam sok pomidorowy z lodówki i usiadłam przy stole. Po chwili dosiadł się do mnie Niall.
- Mam dla ciebie propozycję- powiedział na powitanie.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, a ten tylko się uśmiechnął.
- Wchodzisz?- spytał.
- Zależy- mruknęłam.
- Słuchaj, jeżeli będziesz miła dla Louisa do końca dnia, zabieram cię na zakupy. Ja płacę- oznajmił.
- Okej- zgodziłam się bez zastanowienia.
Jest już prawie piętnasta, więc chyba wytrzymam kilka godzin. Będę się musiała porządnie napracować, ale myślę, że będzie warto.
- Obserwuję cię- syknął na odchodne, po czym zniknął za drzwiami wejściowymi.
Zgięłam opróżniony już karton, wrzuciłam go do śmietnika, pobiegłam do salonu i walnęłam się na sofie. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać jedną z  idiotycznych francuskich telenoweli, w której jakaś nienaturalnie chuda kobieta imieniem Antoinette właśnie dowiedziała się, że jej mąż, Timothée zdradził ją z właścicielką kwiaciarni. Rozpacz, rzucanie talerzami, wywalanie stołów, czyli małżeńska norma. Już miałam się dowiedzieć, jak długo trwa ich romans, kiedy zostałam zawołana do kuchni przez mojego tatę.
Wraz z mamą stali wystrojeni jak na jakiś bal.
- Wychodzimy na kolację do Masonów. Zajmijcie się chłopcami, połóżcie spać Polly przed dwudziestą trzecią. Wrócimy późno- zakomunikowała moja rodzicielka, maziając się szminką.
- Poradzimy sobie- zapewniłam ją.
- Wiem- uśmiechnęła się- Tylko proszę, nie siedźcie za długo... Możecie obejrzeć sobie jakiś film...
- Mamo, damy radę... Przecież nie pierwszy raz zostajemy sami w domu!- przypomniałam jej.
Tak, to prawda... Nie pierwszy raz... Ale i tak ciągle ta sama gadka... Przecież ja znam ją już na pamięć!
- Dobra, bawcie się dobrze!- krzyknęła spod furtki.
- Wy też!- wrzasnęła za nią Yamaha i zamknęła drzwi.
 Zobaczyłam tego rozczochranego goryla schodzącego na dół, więc ledwo powstrzymałam się od wybuchu.
Głupi Niall... Coś podpowiada mi, że doskonale wiedział o mojej słabości do podejmowania wyzwań. A to jest jedno z wielu wyzwań, którym naprawdę ciężko będzie mi podołać.
Skierowałam się w stronę drzwi, po drodze wymijając Louisa, który nucił właśnie "Cztery słonie, zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie". Wywróciłam oczami, ale powstrzymałam się od komentarza. Z trudem, ale jednak...
Usiadłam na parapecie, podwinęłam kolana pod samą brodę i w takiej właśnie pozycji zamierzałam spędzić resztę wieczoru. Lubię tak robić, nic na to nie poradzę!
***
- Harley, chodź na dół- do pokoju wparowała moja młodsza siostrzyczka- jemy kolajcę...
- Dziękuję, Polly, ale nie mam ochoty- uśmiechnęłam się do niej blado.
- Daj spokój, Louisa nie ma. Rozmawia z kimś przez telefon już od prawie pół godziny- uspokoiła mnie- A poza tym jest kisiel! Truskawkowy, twój ulubiony.
- Mm.... To może się skuszę- tu mnie zagięła- Ale truskawkowy to ulubiony smak Yamahy.
- Nie nabierzesz mnie- roześmiała się w głos i z dumą wybiegła na korytarz, a ja zaraz za nią.
Z kamienną twarzą zasiadłam przy stole. Wszyscy ze sobą rozmawiali, najprawdopodobniej Yamaha już bardzo zaprzyjaźniła się z chłopakami, Polly chyba zakochała się w Niallu, z kolei moi bracia zauroczyli się Zaynem. Właśnie straciłam całe moje rodzeństwo. Jak się z tym czuję? Źle.
- Jecie kisiel?!- pisnął uradowany Louis, który nie wiadomo, skąd pojawił się na dole.
- Tak, Louisie- mruknęłam.
Ja już nie wytrzymuję! Jak mam być dla niego miła, skoro irytuje mnie w nim dosłownie wszystko?! Wdech, wydech... Pomyśl o zakupach, Harley... O zakupach, za które zapłaci Niall...
- Bo wiecie, ja lubię kisiel. Ale tylko ten proszek. Ten zalany jest niedobry. A zauważyliście, że oczy Harry'ego wyglądają jak kisiel? Kisiel jabłkowy? Ale nie taki kisiel jabłkowy w proszku, tylko ten kisiel z wodą. Hmmm.... No... I tak nie lubię tego zalanego kisielu- trajkotał tak od dobrych kilku minut.
Nerwowo chwyciłam oparcie mojego krzesła, żeby zaraz nie wybuchnąć.
- Och...- westchnął.
- O co ci do cholery chodzi?- uratował mnie Harry.
- Czekam, aż któreś z was da mi trochę proszku- oznajmił.
- Niedoczekanie- powiedziałam pod nosem.
- Zalaliśmy już kisiel, gamoniu- przeciągnęła Polly, co wywołało wybuch śmiechu całej naszej grupy. Oczywiście Yamaha jako pierwsza się ogarnęła i skarciła pięciolatkę. Ja chyba kupię jej lizaka za użycie słowa "gamoń" w kierunku tego bydlęcia.
- Nie ma już- uśmiechnął się Zipp- Spóźniłeś się trochę.
- Jest!!! Harley, w szafce!!!- wrzasnął Niall z iskierkami w oczach.
UGH!!! On robi wszystko, żebym przegrała! Nie dam się tak łatwo.
- Tak, masz rację- wstałam- Louisie, chcesz może trochę proszku?
Kiwnął głową, ale ja przewidziałam taką odpowiedź i byłam właśnie w trakcie wsypywania zawartości ostatniej torebki do kubka.
- Dziękuję, Harley- uśmiechnął się tak sztucznie, jak sztucznie uśmiechają się prezenterki pogody, gdy mówią: "Jutro lekkie opady deszczu na północy i zachodzie, za to potem słoneczko przez cały tydzień. Doskonały czas do wyjazdów rodzinnych... Sratatatatata"- Czy zechcesz mi do teraz podać?
- Jasne- wyszczerzyłam się tak, że aż mnie zęby rozbolał.
Okej, Harley... Z góry wiadomo, że przegrasz ten zakład... Ale jak masz to zrobić, zrób to w wielkim stylu. Najwyżej nie kupisz sobie tej wymarzonej sukienki, nowych butów i tej drogiej koszuli, na którą nigdy nie było cię stać... Ale popatrz na to z innej strony- nadal będziesz mogła gadać ze sobą, jak teraz.
Chwyciłam kubek w obie ręce i powoli podeszłam do chłopaka. Stanęłam na przeciw niego przepraszająco spojrzałam na Nialla, po czym wzięłam głęboki oddech i wysypałam mu zawartość naczynia na łeb.
- Nadal lubisz sam proszek, czy mam cię może zalać wrzątkiem?- syknęłam mu prosto w twarz.
Popatrzyłam po minach pozostałych, którzy oszołomieni nie wiedzieli, jak mają się zachować, i czy w ogóle mają się jakoś zachować.
- Zamknijcie usta, bo wam muchy wlecą- warknęłam i ukłoniłam się teatralnie.
Poleciałam do mojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko. Włączyłam
MP3.
"Trouble, troublemaker, yeah, that's your middle name..."
"I knew you were trouble when you walked in"
"And it's beautiful people like you who suck the life right outta my heart"
Takie właśnie hity ciągle pojawiały się na mojej playliście.
Och, Harley... Ty zawsze byłaś problemem...
_____________________________
Siemka!
Nastąpiła niewielka zmiana planów. Tym razem kolejny rozdział ode mnie, nie od Emmy :)
Okazało się, że Emma nie ma weny i tak wyszło... Ale następny na pewno będzie od niej, więc nie martwcie się!
Chciałybyśmy Wam podziękować za prawie 10000 wejść!!! Strasznie się cieszymy, jesteście najlepsi!
A tutaj Marcel dla Was:
~Kocia3ek

6 komentarzy:

  1. długo nie było, ale co tam cieszę się, że jest :) cudowny rozdział ♥ Czekam na następny :P

    Zapraszam do mnie ----> http://lovehatefriendshipfame.blogspot.com/

    @ania95_official
    xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak już jest, jak się prowadzi bloga w dwie osoby, mam nadzieję, że się usystematyzujemy :)

      Usuń
  2. Superowy nie spodziewałam sie to co zaproponował jej Niall :D

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahaha. Uwielbiam Harley, no po prostu rozjebuje mnie. Świetnie piszecie. Czekam na następny rozdział i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteście zarąbiste! Kocham Harley <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj odkryłam Waszego bloga i zakochałam się w nim od prologu. Genialnie piszecie, kocham te akcje. Jestem ciekawa co dalej z Harrym i Swift czy będzie z nią czy z Yamahą ;) achhh i ta sytuacja między Lou a Harley <3 KOCHAM!!! Świetna fabuła, bohaterowie, imiona... WSZYSTKO. Dziękuje wam za to,dzięki takim jak wy, blogi istnieją.Czekam na następny rozdział/ Add

    OdpowiedzUsuń