Strony

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 15

<OCZAMI HARLEY>

- Kuźwa, kuźwa, kuźwa, kuźwa- mruczałam, biegając w tę i z powrotem wokół sofy, jakby mi ktoś piórko do dupy przykręcił.
Całkowicie ignorowałam zainteresowane spojrzenia ze strony Tomlinsona i Payne'a, którzy w sumie przyglądali mi się już od dobrych piętnastu minut. Myślałam, że zaraz dostanę jakiegoś pierdolca, bo to, co się działo już naprawdę zaczynało mnie przerastać. NAJGORSZE WAKACJE WSZECH CZASÓW... Tak, do tego wniosku doszłam już wtedy, kiedy ujrzałam te pięć małpiszonów, radośnie hasających po moim domu. Teraz? Teraz zapowiadało się po prostu JEDNO, WIELKIE, HERBACIANE SZAMBO...
- Harley...- usłyszałam, lecz postanowiłam puścić to mimo uszu i bezczelnie kontynuowałam moją samodzielną zabawę w nakuźwianie każdego kolejnego kroku, jaki stawiałam.
Nick... Wrócił... Na wieś... Przecież, jak on mnie teraz zobaczy... GORZEJ! Jak on teraz zobaczy tych imbecyli... Pomyśli, że mi odbiło, że nasz skromny, biały, czysty domek stał się jakimś burdelem, w którym urządzamy cogodzinne orgie. Właściwie, sama nie jestem do końca pewna, dlaczego tak bardzo interesowała mnie jego opinia na jakikolwiek temat ze mną związany, bo w końcu rozdział "LIPTON" zamknęłam za sobą już szmat czasu temu...
- Harley, uspokój się!- krzyknął Louis, po czym podbiegł do mnie i złapał mnie za nadgarstki, uniemożliwiając tym samym wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
Nie miałam nawet ochoty się z nim sprzeczać, więc tylko klapnęłam zmęczona na kanapę i schowałam twarz w dłonie. Nie, nie płakałam... Chcielibyście...
- Harley...- powiedział, niepewnie głaszcząc mnie po głowie.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, będziesz pluł zębami, jakbyś worek ryżu połknął!- warknęłam, odsuwając się od niego i strącając jego parszywe łapsko z mojego czoła.
- Dobra, dobra- uniósł ramiona do góry w geście poddania i także zwiększył odległość pomiędzy nami.
- Gdzie poszła Yamaha z tym twoim kędzierzawym kochasiem?- spytałam w końcu.
- W ogrodzie są- odparł szatyn- Chyba...
Podniosłam się z miejsca z taką prędkością, z jaką jeszcze nigdy nie było mi dane się podnieść i pomaszerowałam w stronę drzwi wyjściowych.
- Gdzie idziesz?- zawołał za mną Liam.
- Przewietrzyć się- syknęłam.
Już od połowy korytarza widziałam Zayna, który zaciągał się dymem przed drzwiami. I to właśnie jego obrałam sobie za początkowy cel...
- Poczęstujesz mnie?- spytałam, wychodząc na zewnątrz i stając obok niego.
Wzdrygnął się, co oznaczało tylko, że go przestraszyłam, czyli... Miał coś do ukrycia...
- Nie powinnaś, Johnson- mruknął, mimo wszystko wystawiając rękę z paczką papierosów w moją stronę.
Drżącą dłonią chwyciłam jednego z nich, po czym odpaliłam go od zapalniczki mulata. Miał rację- nie powinnam. Ale gdybym przez całe życie zwracała uwagę na to, co powinnam robić, a czego nie, byłoby ono nudne i monotonne. A ja... Cóż... Ja nie lubię monotonii...
- Ty też nie powinieneś, Malik- odparłam, wypuszczając małą chmurkę ciemnego dymu z płuc.
- Czyli się rozumiemy- mrugnął do mnie i zaśmiał się po cichu.
I tak sobie staliśmy i truliśmy się w ciszy, a ja i tak poczułam między nami jakąś dziwną więź. Inną niż z Niallem. Taką bardziej... Buntowniczą... I to był moment, w którym pomyślałam, że na pewno kiedyś zrobimy razem coś, co oboje będziemy pamiętać już do końca życia... I nieważne, czy będziemy się tego potem wstydzić, czy nie...
- Czemu mnie lubisz?- zapytałam w końcu.
Podrapał się po czole i zaczął się widocznie nad czymś zastanawiać. Tak głęboko, jakby od tego zależało całe jego życie.
- Cóż, Johnson- odezwał się w końcu- Jesteś tak samo popaprana jak ja.
Zachichotałam. Ta odpowiedź jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje poprzednie przypuszczenia były prawidłowe.
Rzuciliśmy wypalone papierosy na trawę, sprawnie zgnietliśmy je nogami, po czym wwaliliśmy sobie po miętowej gumie do ust i po sprawie...
Wparadowaliśmy do salonu, zaśmiewając się jak wariaci z nieudanego, pozbawionego jakiegokolwiek sensu i normy moralnej żartu Zayna o hinduskich pokojówkach, który tak naprawdę nie był ani trochę zabawny i powodem naszego napadu głupawki był raczej sposób, w jaki chłopak z zaangażowaniem go opowiadał, wymachując dłońmi na wszystkie strony świata niż sama jego treść...
Na szczęście w pokoju już nikogo nie było i mogliśmy w spokoju napawać się tymże głupim dowcipem. Te papierosy były podejrzane. Wprowadziły mnie w iście sielankowy nastrój, ale nie na tyle sielankowy, bym zapomniała o misji, którą sobie obrałam.
- Zrobię nam herbatę- poinformował mnie Malik i zniknął za drzwiami kuchni, a ja, korzystając z okazji, wymknęłam się z powrotem na podwórko, by tam odnaleźć moją siostrę...
I odnalazłam ją... Samą... W stodole...
Siedziała skulona w kącie i cicho płakała, a we mnie momentalnie coś pękło.
Yamaha nie miała w zwyczaju płakać i robiła to naprawdę rzadko. Ale kiedy już się to zdarzyło- jej łzy były najokropniejszymi łzami, na jakie tylko mógł pozwolić sobie świat. Nienawidziłam patrzeć na jej podpuchnięte oczy i zmoknięte policzki! Chyba, że na basenie po nieprzespanej nocy plotkarskiej...
W ciszy zajęłam miejsce obok niej i objęłam ją ramieniem.
- Co się stało?- spytałam.
Nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do mnie BARDZO mocno i brudziła moją koszulę swoim NIEWODOODPORNYM tuszem do rzęs.
- Yamaha...- szepnęłam, unosząc jej brodę do góry- Co jest?
- Harry- mruknęła, ocierając pierwszą łzę.
Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam... To wszystko nie mogło się dobrze potoczyć, tego byłam pewna w stu procentach, ale nigdy nie spodziewałam się, że skończy się to aż tak szybko.
- Co zrobił?- zainteresowałam się.
- Nic nie zrobił- odparła- Wrzucił nasze zdjęcie na instagrama.
Co? I o to ten cały cyrk? Moja siostra miała tendencję do wyolbrzymiania i przesadzania, ale nie wiedziałam, że jest to aż tak poważnym problemem.
- Yamaha, przepraszam... Nie rozumiem- westchnęłam.
- Jego fani... Mnie nie polubią- zmartwiła się jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe).
Wzniosłam oczy do nieba. Może nie powinnam bagatelizować tego, co w jej oczach jest poważną sprawą, ale nie potrafiłam inaczej.
- Czyli wy jesteście razem? Tak oficjalnie? - spytałam dociekliwie, podkreślając celowo ostatnie słowo.
- Nie jesteśmy- jęknęła- Jeszcze nie...
- Yamaha...- zaczęłam niedbale- Posłuchaj... Hejty będą na pewno. Ale to nie będą hejty od jego prawdziwych fanów, tylko od zasmarkanych psycholek z galaretą w majtkach! I te właśnie hejty będą kompletnie bezpodstawne i nimi nie możesz się przejmować, dobrze? Właściwie... Nie przejmuj się żadnymi hejtami, słonko...
- Mówisz prawie tak, jak Hazz...- westchnęła.
- To źle- mruknęłam, zgarniając włosy z oczu- A gdzie on jest?
- U siebie...- uśmiechnęła się lekko- A te przeprosiny to też za wcześniej?
Zaśmiałam się cicho.
- Mogą być też za wcześniej- odparłam. 
I jak to na słodką scenkę przystało, padłyśmy sobie w objęcia, po czym rozbrechtane na całego, wyleciałyśmy ze stodoły i skierowałyśmy się do domu...
- Yamaha!- zawołałam za nią, gdyż właśnie mnie wyprzedzała.
Obróciła się na pięcie, a ja mogłam ją swobodnie dogonić.
- Lipton na pokładzie- powiedziałam z boleścią wymalowaną na twarzy.
Na początku chyba nie zrozumiała, o czym mówię, ale w końcu załapała i skomentowała to głośnym i donośnym niecenzuralnym słowem, którego nawet nie potrafię powtórzyć, ale jestem pewna co do jego niecenzuralności.
Wleciałyśmy do kuchni, w której to Zayn i Liam, śpiewając intro z pociesznej bajki o Atomówkach, wyginali swoje spocone cielska i machali rękami jak nastolatki po prochach. W progu z kolei stał Horan w pozie "Przyjmę wszystko, co mogę zjeść" z przeogromnym uśmiechem na twarzy.
- Wyczuwam w powietrzu, że ktoś chce zrobić kolację!- wrzasnął na nasz widok i podbiegł do mnie, po czym zaczął bardzo głośno piszczeć, jak zepsuty wykrywacz metalu- Panie i panowie! Mamy zwycięzcę!
- Śmiem wątpić- odparłam tylko i skierowałam się w stronę mojego pokoju, w którym to zamierzałam spędzić upojne chwile w towarzystwie paczki cukierków.
Weszłam do pokoju, zaświeciłam lampkę nad łóżkiem i otworzyłam szafę w poszukiwaniu słodyczy, które zamierzałam skonsumować.
- JEZUS, MARIA, BOŻE PRZENAJŚWIĘTSZY, CHRYSTUSIE NIEBIESKI!- wrzasnęłam, kiedy z szafy wyskoczył Pierdzinson z jakimś okrzykiem godowym.
- Tak więc, dziękuję państwu, wyskoczył dla państwa z szafy Louis William Tomlinson, który właśnie zakończył trasę po Narnii. Kocham Narnię. Dziękuję!- zakrzyknął, po czym zmieszany usiadł na moim łóżku.
- Emm... Mógłbyś wyjść? Potrzebuję świeżego powietrza- "poprosiłam".
- Chciałem pogadać- powiedział twardo.
- Nie będę z tobą konwersować, ponieważ kolidujesz w brodziku intelektualnym, co resublimuje z moimi imperaktywami, a poza tym nie znasz idei koncepcji założeń- odparłam z dumą, że znam takie trudne i nikomu niepotrzebne słowa.
- Chciałem pogadać- powtórzył nieugięty. 
- Chuj mnie to obchodzi!- ryknęłam.
- Nie możesz chociaż raz zdjąć tej jędzowatej maski?- spytał.
To był autentycznie cios poniżej pasa.
- Nie, nie mogę!- wrzasnęłam- Czy tak ciężko zrozumieć, że to nie jest MASKA?! Że ja taka po prostu jestem?! Kuźwa, jedni lubią kwiatuszki i skakanie po łączce z króliczkami, ja nie! I gówno mnie obchodzi, że chcesz pogadać, niewyżyty pierdolniku!
- Harley, masz nawalone we łbie, jak cyganka w tobołku- mruknął i ze stoickim spokojem, opuścił moją sypialnię.
Działał mi na nerwy jeszcze bardziej, niż na samym początku... I z dnia na dzień nienawidziłam go coraz bardziej...
________________________________________________
Cześć! Jest rozdział...
Niepoukładany, nie po kolei, kiepski i ogólnie... KLAPA...
Ale tak naprawdę nie o to mi dzisiaj chodzi...
Otóż, jak wiecie, Cranberry odeszła z bloga i...
Może nie powinnam Was obwiniać, bo nadal jesteście NASZYMI (tak, naszymi... Nigdy nie będziecie tylko moimi) czytelnikami, ale to właśnie Wasze hejty rzucane w stronę Cran spowodowały, że odeszła...
I to nie ona zostawiła mnie na lodzie... Tylko Wy...
Myślałam, że czytelnicy są tacy, jak fanki w fandomie... Nieważne, co się stanie, i tak będą Cię wspierać... Cóż... Widocznie nie ma ustępstw od reguły i (jak w każdym fandomie) są tutaj także tzw. "tró"... A szkoda...
Cran starała się, jak tylko mogła. Dodawała notki na miarę swoich możliwości. Czasem zarywała nocki, albo stukała Wam te teksty na TELEFONIE, kiedy nie miała dostępu do komputera... Więc nie dziwcie się, że trwało to miesiąc...
Teraz jej z Nami nie ma- miała dość- odeszła... Nie winię jej za to... Winię siebie, bo widocznie zrobiłam za mało, by ją tutaj zatrzymać :/
W każdym razie, Cran... Wiedz, że ZAWSZE możesz tutaj wrócić, ja będę na Ciebie czekać i powiesz jedno słowo- jesteś w ekipie z powrotem <3
A co do dalszych losów bloga... Hmmm... No tak... Tutaj pojawia się jeden, wielki znak zapytania...
Ten rozdział miał być rozdziałem ostatnim, ale Cran wybiła mi to z głowy... To opowiadanie MUSI mieć zakończenie i to zakończenie nie może się pojawić na początku historii... Dlatego zostanę z Wami i dociągnę to do końca... Chociaż wiem, że będzie ciężko...
Postać Yamahy zostanie- nie wyobrażam sobie tej fabuły bez niej... Będę pisała jej perspektywę...
I co jeszcze? No cóż, chyba tyle... Mam nadzieję, że będziecie mnie wspierać...
Aha... No i, jak ktoś jeszcze na nas nie zagłosował, to po prawej stronie jest ankieta... Zróbmy to dla Cran, zajmijmy chociaż to trzecie miejsce <3 
SEE YA!!!
~Kocia3ek

17 komentarzy:

  1. Z jednej strony cieszę się, że ten rozdział nie jest ostatnim, a z drugiej po prostu jeszcze do mnie nie dotarło, że Cran już więcej nie napisze rozdziału. Poznać zakończenie tej historii bez niej to tak jakby, poznać tylko połowę ...
    Powiem szczerze, że strasznie mnie ciekawiło jak to rozegrasz. Czy dodasz wymuszony Epilog z przyśpieszonymi wydarzeniami, czy po prostu usuniesz bloga a ty jednak dalej go prowadzisz. Kurde ciebie nic nie zagnie Kotku :3
    I naprawdę patrząc, że napisałaś ten rozdział przez chyba jedną noc to podziw, bo nawet w ferie mi by się tak nie chciało.
    Mam nadzieję, że spadnie cud z jasnego nie ba i jakkolwiek, ale Cran wróci.
    ~ Ada

    OdpowiedzUsuń
  2. Booskkiiii !!!! *-*
    °xx

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie będę z tobą konwersować, ponieważ kolidujesz w brodziku intelektualnym, co resublimuje z moimi imperaktywami, a poza tym nie znasz idei koncepcji założeń" hahahahaha to jest zajebiste ❤ takie...hmmm....mądre HAHAHAHAHA czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się rozdział, ale nie mogę się z niego cieszyć... sami wiecie czemu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocia3ek! Czy mogłabym Cię prosić o e-mail,gmail, albo coś innego ? Zaczynam prowadzić bloga i chciałabym mieć jakąś małą pomoc ,vo nie do końca jeszcze towszystko ogarniam .

    OdpowiedzUsuń
  7. http://only-hope-one-direction-justin-bieber.blogspot.com/?m=1

    Fajnie by bylo gdybys wpadla :)

    OdpowiedzUsuń
  8. biedna Cran :( będę tęsknić
    co do rozdziału, to świetny jak zawsze x

    OdpowiedzUsuń
  9. A chce jeszcze!!! ;'()!!!!
    Wikcia737

    OdpowiedzUsuń
  10. No kurde!!! On chce jej coś powuedzieć o ona wrzeszczy!!! No ludzie!!!! x-o

    OdpowiedzUsuń
  11. Harley jest nienormalna... Louis chce z nią gadać a ona się wydziera na niego -,-. Oni naprawdę się nienawidzą no ale od nienawiści do miłości jest cienka granica i mam nadzieję że oni tą granicę przekroczą ;)) xx. Rozdział świetny aczkolwiek nie mogę się z niego cieszyć ze względu na Cran ;c. Kochana wracaj do nas! <3 xoxo

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jest świetny. Nie znam podstaw dla określania go jako "kiepski", czy też ogólnie mówiąc "klapa". Niektóre (a raczej wszystkie) teksty, po prostu mnie rozwalają ;D A co do odejścia Cran... Jakaś cząstka z tego opowiadania ubędzie na pewno. Wiadomo, to ona tworzyła tą postać od początku. No ale z drugiej strony, nie ma co się poddawać i Kocia3ek musisz walczyć sama z dwoma postaciami. Ja osobiście uważam, że na bank ci się uda ;-) No niestety, tak to jest, że opowiadanie trzeba doprowadzić do końca. Ale mam nadzieję, że dasz radę ;) Kurwa, naprawdę szkoda, że Cran odeszła. Mam szczerą nadzieję, że poradzisz sobie sama, albo- co by było lepszym rozwiązaniem- Cranberry wróci. Mało prawdopodobne? Ja wierzę, więc prawdopodobne ;D Nie wiem jak ja wytrzymam do następnego rozdziału. Pewnie zajmie ci to dużo czasu, a opowiadanie jest tak zajebiste, że po przeczytaniu ciągle o nim myślę ;> Chyba idę poczytać sobie "Ogniem i mieczem", żeby zaśmiecić głowę czymś innym ;P Ależ się rozpisałam.. Pozdrawiam i życzę wspaniałej weny ;*

    www.alex-story-of-my-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne :* Kocham to opowiadanie. Przy okazji mogłabyś zajrzeć do mnie ? Przeczytać może skomętować ? Proszę ! Dopiero zaczynam. -> http://opowiadanieonedirections.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Zostałaś nominowana do Liebster Awards !
    Więcej informacji na moim blogu
    http://this-bloodless-battle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Genialny rozdział. Szkoda że Cran odeszła wy we trójkę tworzyłyście coś wspaniałego i nadal tak jest tylko trochę smutniej bo bez C :( ale i tak rozdział super zajebisty :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    http://the-madness-of-one-direction.blogspot.com/
    http://you-are-magic-zaynmalik.blogspot.com/
    http://jednokierunkowe-marzeniao1d.blogspot.com/
    http://liampayneopowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń