piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 10

<OCZAMI HARLEY>
- Weź się odsuń z tą głupią marchewką, debcu!- wrzasnęłam na Louisa, który nie dał mi w spokoju zjeść spaghetti, tylko latał jak opętany wkoło stołu i machał mi łapskami przed nosem. Miałam go szczerze dosyć i z wielką chęcią bym się wyprowadziła. Gdybym tylko miała gdzie.
- Sama jesteś debcem, debcu- mruknął.
- Kradniesz teksty pradziadkowi, czy sam z siebie jesteś taki beznadziejny?- zapytałam, wywracając oczami i odkładając pełną jeszcze do połowy miskę z makaronem na blat.
- Nie będziesz już tego jadła?- spytał podniecony Nialler, po czym przyciągnął do siebie naczynie i zaczął ucztę.
- Ty nie zjesz, Harley?- warknął Tomlinson nieprzyjemnym głosem- Na pewno zmieścisz... Nick złamał ci serce, to przynajmniej masz więcej miejsca na żołądek...
Rozszerzyłam źrenice i omal nie zemdlałam. Zawsze, ilekroć tylko słyszałam imię Nick miałam ciarki na plecach, a możecie mi wierzyć, że skoro jest to jedno z najpopularniejszych imion, doświadczałam tego uczucia dosyć często. To wcale nie było fajne... Ani trochę...
Na trzęsących się nogach podeszłam do chłopaka i stanęłam na przeciwko niego.
- Skąd wiesz o Nicku?!- syknęłam mu prosto w twarz z taką złością, jakiej prawdopodobnie jeszcze nigdy nie objawiałam.
- Ściany mają uszy- zaświergotał wyraźnie z siebie zadowolony.
- Jesteś największym chujem, jakiego poznałam w całym moim życiu!- krzyknęłam- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego i nigdy nie chciałam! Sama nie wiem, co ty tutaj jeszcze robisz! Wynoś się!
W tamtym momencie zupełnie nad sobą nie panowałam. Jeszcze chwila, a wybuchłabym na maksa, co jest jednoznaczne ze zmasakrowaniem mu twarzy. Ukrywanie moich emocji raczej nie należało do moich talentów i nic się w tej kwestii nie zmieniło.
- WYNOŚ SIĘ, ROZUMIESZ?!- wydarłam się tak, że zapewne słyszał mnie sam Barack Obama tysiące kilometrów stąd- Albo nie, wiesz co? Zostań sobie tutaj ze swoimi koleżkami, ja mam dość!
Stanęłam w przedpokoju, pospiesznie nałożyłam trampki na stopy i niedbale wsunęłam sznurówki za języki butów.
- Gdzie ty idziesz?- zapytała z przerażeniem moja siostra.
- Pa, Yamaha- uśmiechnęłam się blado ze łzami w oczach i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

<OCZAMI NIALLA>
- Coś ty narobił, pacanie?! Czy ciebie do reszty pojebało?! Przecież jak jej się coś stanie, to...- byłem gotów przyłożyć Louisowi w twarz. Zależało mi na Harley... A przynajmniej na tym, żeby zachowała swoje zdrowie i życie.
- Nic nie zrobiłem- bronił się.
- Nic?! Nic nie zrobiłeś?- parsknąłem długim i sarkastycznym śmiechem- Dobrze... A ja ci powiem, co teraz zrobisz: pójdziesz za nią... Nie! Pobiegniesz za nią... I będziesz ją na kolanach błagał, żeby ci wybaczyła i żeby wróciła do domu, jasne?!
- Ale...- jęknął.
- Nie ma żadnej innej opcji- włączył się Zayn- Nialler ma rację, jeżeli sobie coś zrobi, to będzie twoja wina!
- Na co czekasz?- spytał Liam- SZORUJ!!!
- Nie mam butów!- zaprotestował.
- To zapierdalaj na bosaka!- krzyknąłem- I nie chcę cię widzieć bez niej!
- Pójdę tylko po trampki- poddał się Tommo.
- Masz trzydzieści sekund- zarządziła Yamaha- Harley potrafi bardzo szybko biegać!

<OCZAMI HARLEY>
Biegłam ile sił w nogach. Z jednej strony dlatego, że chciałam być jak najdalej od tego oszołoma, a z drugiej dlatego, że zawsze mnie to odprężało i zapominałam o całym świecie. Wszystkie łzy już wyschły, bo tak naprawdę nie było sensu płakać.
- Harley!- usłyszałam za sobą.
Nie odwróciłam się nawet, by zobaczyć, kto to. Niech sobie goni, i tak nie dogoni... Ja miałam już wyznaczony cel, więc nie było opcji, żeby mnie powstrzymano.
- Harley! Zatrzymaj się na chwilę!- krzyczał dalej. Tym razem wyraźnie usłyszałam głos Louisa.
- ZOSTAW MNIE!!!- zarządałam.
I biegłam dalej...
Zatrzymałam się dopiero nad strumieniem, obejrzałam się za siebie, a dostrzegając, jak daleko znajduje się mój "towarzysz", odetchnęłam z ulgą. Wzrokiem poszukałam grubej linki, która od niepamiętnych czasów wisi przyczepiona do najwyższej gałęzi drzewa i służy jako transport na drugą stronę rzeczki.
Kiedy z Yamahą byłyśmy małe, ciągle się na niej huśtałyśmy i miałyśmy przy tym niezły ubaw, a teraz... Ten ubaw mam tylko ja... Cóż... Yamaha zawsze była dojrzalsza ode mnie...Na przykład: podczas, gdy ona wygrywała konkurs historyczny, ja byłam na etapie nazywania księżniczki Anny Luizy z Barbie "księżniczką Anną Dupizą"... Ciocia zapytała nas, kim chcemy być w przyszłości, więc Yamaha z dumą odpowiedziała: prawnik, a ja, jak to ja, bez grama sarkazmu wybrałam zawód orzeszka ziemnego, "inteligentnie" dodając, iż nie będę musiała znać matematyki... Yamaha startowała na przewodniczącą szkoły, z kolei ja zabierałam braciom miecze świetlne i (walcząc ze strachem na wróble) udawałam mistrza szermierki... Mojej siostrze zaoferowano staż w prywatnej klinice weterynaryjnej, kiedy ja nakładałam mięso na bułkę w Burger Kingu... I mogłabym tak wymieniać bez końca... Co prawda z czasem to wszystko jakoś się wyrównało, ale ja ciągle jestem bardziej roztrzepana i dziecinna niż moja siostra bliźniaczka.
Odwiązałam koniec linki od pnia drzewa, do którego była przymocowana, chwyciłam ją w obie ręce, odbiłam się i skoczyłam, tak jak zwykle. Popełniłam jednak błąd, patrząc przy tym na spoconego i zdyszanego Louisa, który, wlokąc się po ziemi, próbował mnie zatrzymać, ponieważ nie dostrzegłam, kiedy byłam już po drugiej stronie, nie puściłam sznurka i upadłam na ziemię. Ale to nie wszystko, bo gdy próbowałam się podnieść, doznałam kolejnego zderzenia z podłożem, gdyż nie mogłam utrzymać się na nogach.
- Ałć!- zawyłam.
Okropnie bolała mnie kostka. I to nie tak okropnie-do-przeżycia, ale raczej... OKROPNIE-STRASZNIE-NAJBARDZIEJNAŚWIECIE-UMIERAM.
- Harley!- krzyknął Tomlinson, stając na baczność- Co ci się stało?!
- Nie wiem! Nic! Spierdalaj! Poradzę sobie!- odparowałam, zaciskając powieki i usiłując wstać.
- Nie ruszaj się!- wrzasnął Lou i puścił się pędem.
Ja tylko chwyciłam dłonią bolące miejsce i położyłam się na trawie. Skoro mam się nie ruszać, to może mi przynajmniej być wygodnie...
- Gdzie cię boli?- zapytał szatyn, niespodziewanie wyrastając tuż obok mnie.
- No nie wiem... Trzymam się za kostkę, ale to pewnie głowa...- mruknęłam sarkastycznie.
- Ha, ha, ha!- wyrecytował niewzruszony- Baaaaaaaardzo śmieszne. Na głowę to ty już dawno upadłaś, więc nie masz, o co się martwić.
Spojrzałam na niego wyczekująco. Zamierzał mi pomóc, czy tak stać i się nabijać?
- Dobra, żaden tam ze mnie lekarz, ale chyba jest skręcona... Nie dasz rady dojść do domu, nie?- upewnił się.
- Człowieku- zaczęłam wolno i wyraźnie- Nie dam rady WSTAĆ, a ty mi o domu mówisz!
- Okej, okej... Tylko spokojnie, spokojnie, Harley... Eee... Załatwię transport...- odparł- A ty... Zostań!
- Mówisz, jak do psa...- zwróciłam mu uwagę, kiedy już obrócił się na pięcie.
- Hał!- zaszczekał na odchodne i szybkim krokiem się oddalił.
Nie miałam pojęcia, co ten oszołom wymyśli. Tak naprawdę, nie zdziwiłabym się, gdyby tak po prostu sobie poszedł i zostawił mnie tutaj samą, narażając mnie na śmierć głodową.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przesunęłam się pod najbliższe drzewo, by się podeprzeć. Wolałabym, żeby zamiast tego matoła był tutaj Niall... Albo chociaż ten cały Liam, czy jak mu tam... Ale nie LOUIS!!! No bo co ta menda może załatwić?! Pójdzie do jakiegoś domu, zapuka i co dalej? "Cześć! Jestem Louis Tomlinson z One Direction. Czekam na oklaski. Dajcie mi samochód!" Litości...
Zamknęłam oczy i starałam się zapomnieć o bolącej kostce.

*piętnaście minut później*

- Kur...Witojże...Jestem! Mam kunia!- usłyszałam nad sobą i uchyliłam powieki- Siedzę na kuniu, siedzę na kuniu!
- Tyłem- dodałam, kiedy moim oczom ukazał się przezabawny widok brązowowłosego nastolatka w obcisłych czerwonych rurkach umorusanych błotem (a przynajmniej chcę myśleć, że było to błoto), siedzącego na dorodnej, nieosiodłanej, siwej klaczy. Jego nogi dyndały chyba z półtora metra nad ziemią, a kiedy tylko zwierzę się ruszyło, lądował twarzą przy jego ogonie.
- A... No tak...- spalił buraka i zwinnie zeskoczył, lądując centymetr od mojego ramienia.
- Skąd masz tego konia?- zapytałam.
- Z chałupy nr 24. Okazało się, że miszkojom tam bardzo mili ludzie z dwójką dzieciaczków, które są fanami mojego zespołu. Opowiedziołem im wszystko i pożyczyli mi tego kunia w zamian za zdjęcie ze mną- wytłumaczył- To wsiadasz?
- Zależy... Od dwóch rzeczy...- przeciągnęłam- Przestaniesz gadać po wiejsku?
- Jo- przytaknął- To znaczy... Tak... Miałem na myśli tak... Siadasz?
- Jeszcze ta druga rzecz...- przypomniałam.
Na początku zrobił minę "WTF?", ale po jakimś czasie zrozumiał, o co mi chodzi i zreflektował się.
- Przepraszam za tego Nicka- wymamrotał- Pewnie był jakimś debilem, który cię zranił...
- Był- potwierdziłam- Ale ty byłeś jeszcze większym debilem, przypominając mi o nim.
- Tak, wiem. I jeszcze raz przepraszam...- dodał ze skruchą.
- Dobra, dobra... Tylko mi się tu nie rozklejaj. Nadal cię nie lubię- uświadomiłam go, na co zareagował szerokim uśmiechem.
- A możesz wrócić do nielubienia mnie, jak już będziemy w domu? Bo na razie... Jest całkiem fajnie...- wyznał- Pomijając twoją skręconą kostkę i fakt, że jestem cały w jakiejś brązowej mazi...
Wybuchnęłam śmiechem.
Louis pomógł mi wsiąść na zwierzaka, po czym sam zajął miejsce za mną (tym razem już poprawnie) i ruszyliśmy w kierunku domu.
- Hmmm...- westchnął chłopak.
- Co ci?
- Mam pytanie... Ale mnie nie zabijesz?- upewnił się.
- Nie- pokręciłam przecząco głową- Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to dawno...
- Co takiego zrobił ten chłopak?- spytał- Nie chciałbym w przyszłości popełniać tych samych błędów, co ten...
- Nicolas Lipton- dokończyłam za niego- Powiem tak... Przez kilka lat przepuszczałam go w kolejce na stołówce, pisałam mu liściki miłosne i wkładałam mu do szafki, a nawet piłam tylko herbatę Lipton, żeby mu zaimponować, a on całkowicie mnie olewał...
- Nie był ciebie wart- mruknął Louis i klepnął lekko klacz, by jechała odrobinę szybciej.
________________________________
Witojcież!
Na początku chciałabym w imieniu moim i Emmy bardzo serdecznie podziękować Wam za te wszystkie komentarze... Zwłaszcza Angelinie Davis i EyeCandy, które zaszczyciły nas takimi poematami, że naprawdę miło się na sercu robiło <3 Nie przestawajcie pisać tak długich komentarzy, bo dzięki wam życie nabiera sensu ;)
A co do rozdziału... Chcieliście zarysowane wątki miłosne... Staramy się to zrobić, ale czy nam wychodzi? Nie mam pojęcia... Ja nigdy nie byłam w tym dobra ;)
Dzięki, dzięki, dzięki <3
Kocham <3
~Kocia3ek

20 komentarzy:

  1. Super...Po prostu nie mam słów do opisania tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "(...)- Kur...Witojże...Jestem! Mam kunia!- usłyszałam nad sobą i uchyliłam powieki- Siedzę na kuniu, siedzę na kuniu!
    - Tyłem- dodałam, kiedy moim oczom ukazał się przezabawny widok brązowowłosego nastolatka w obcisłych czerwonych rurkach umorusanych błotem (a przynajmniej chcę myśleć, że było to błoto), siedzącego na dorodnej, nieosiodłanej, siwej klaczy. Jego nogi dyndały chyba z półtora metra nad ziemią, a kiedy tylko zwierzę się ruszyło, lądował twarzą przy jego ogonie.
    - A... No tak...- spalił buraka i zwinnie zeskoczył, lądując centymetr od mojego ramienia.. " O jezu, hahahhaha, hahahahhaha .
    Czekajcie ..
    hahahahh :D
    Fenomenalne zdanie !! Boże uwielbiam was. Jesteście prześwietne. Jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam jak u was. No normalnie świetnie :D !
    Dział oczywiście wyszedł jak zawsze - czyli świetnie, świetnie, super. No cóż więcej powiedzieć skoro nie wiem, bo nadal się śmieję? Ach cudowna sytuacja i cudowny rozdział. Po prostu jeden z moich ulubionych - bynajmniej przez tę akcję - oby więcej takich ! : D
    Ale niestety Louis jest debcem bo nie powinien tak mówić.
    Coś się mi wydaje, że kręci go dziewczyna.
    Horankowi również się podoba? O jejku <3 .
    Przepraszam, że taki krótki komentarz ale po prostu pierwszy raz nie wiem co mam napisać - cały czas się śmieję. Jedno jest pewne - Talent to wy macie i to nie byle jaki.

    Pozdrawiam i życzę weny wam obu .

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam z niecierpliwością na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie najlepszy rozdziała ♥ Podoba mi się ta zmiana stosunków pomiędzy Lou i Har :D Aw czekam na następny ;* Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chciałam wątków! Ja! I w sumie praaaawie jestem zadowolona.

    Lou i Harley w tym rozdziale sa tacy słodcy. No poważnie. Rozmawiają ze soba dłużej niż 5 minut ( na oko) NORMALNIE! ; o Mnie to po prostu zamurowało jak to czytałam. Nie ma bata.
    Zastanawia mnie tu relacja Nialla, ale myślę, że ogarnę jeszcze ( Potrzebuję dłuższej chwili na przetrawienie :D )
    Za mało Zayna! No po prostu się zaraz obrażę i będzie. Może być go ociupinkę więcej? Bo jedna gadka na rozdział to ZA MAŁO, ZDECYDOWANIE.

    Ej. A tak wogle, DLACZEGO TEN ROZDZIAŁ JEST TAKI KRÓTKI? Dziewczęta kochane, no ja WAS proszę ( za miła jestem :D ) Więcej szybciej, już.

    Chyba zostanę Waszą NAJWIĘKSZĄ FANKĄ! <3

    Pozdrawiam : *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałabym! Ej więcej Louisowego gadania po wiejsku! To było takie zabawne! Próbowanie czytać tego w myślach :D

      I miał być długi komentarz, a zapomniałam o takiej rzeczy, oh nie ;(
      (potnę się mydłem chyba, o ile mi kuń nie zabrał :D )

      Usuń
  6. ten rozdział był ekscytujący.... nie ma słów by opisać jak zdolne jesteście.... ten Loulou i jego gadanina po prostu aż po podłodze się tarzałam.. a miny moich sióstr i rodziców-bezcenne hah.... w tym momencie powiem wam że te wasze "komedie" przyprawiają mnie o przedwczesny zawał... wiem chcecie długich komentarzy i to jest super bo przyznam że mam wiele do powiedzenia ale jest tak u was super że ni mam słów... nie mogę się doczekać nowego rozdziału... kiedyś chyba wam pisałam o tym że zostałam waszą fanką itp. ale wam to przypomnę... ekhem... JESTEM FANKĄ NAMBER ONE I NIKT ANI NIC MI NIE PRZESZKODZI BYM STWORZYŁA WASZ FANKLUB NA FB :P.... to jeszcze nie koniec.... dzięki waszemu opowiadaniu mam wenę pisać... kiedy przeczytam coś u was to od razu powstają myśl w mojej głowie na nowy rozdział u mnie( ale nie że odgapiam bo tak nie jest bo mam całkowicie inną tezę)... jeszcze nie skończyłam... dziewczyny ciekawi mnie jedno zdanie... a mianowicie to co gadał Nialler "Zależało mi na Harley...a przynajmniej na tym, żeby zachowała swoje zdrowie i życie..." czy ja właśnie poczułam miętę :D? Hah wiem nie jestem zbytnio kumata... widzę jak Boo Bear się zaczyna przełamywać do Harley a ona chyba też? nie wiem.... ale mówię wam że coś się dzieję i ja to wyczuwam... a teraz uwaga zacznę działać wyobraźnią i wulgaryzmem... to był najzajebisty rozdział jaki czytałam... no kurwa aż zawału prawie nie dostałam ze śmiechu... hahahahihihihuhuhuhuehuehue ... i to chyba na tyle... pozdrowionka i całuski dla was... @gaba540

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten , rozdiał jest kapitalny , naprawedę. czytając go o mało się nie posikałam ze śmiechu , w niektórych momentach. Bardzo mi się podoba wasz styl pisania , oby tak dalej. :))

    ~ karolina

    OdpowiedzUsuń
  8. Witojcież! :D
    O rany, ale mi się tutaj podoba :D Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem bardzo, ale to bardzo mile zaskoczona xD Podoba mi się wasz styl pisana, jest taki...(nie będę się rozpisywać, bo jednym słowem można to określić)- zajebisty, po prostu zajebisty :D W niektórych momentach spadam z krzesła... Macie świetne poczucie humoru xD
    Ehh, co ja jeszcze mogę dodać, no?
    Świetny wygląd bloga, bardzo mi się podoba *.*
    A no i imiona są pierwszorzędne <3 xd
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :))
    pozdrawiam :]
    ~Alex

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział i niesamowite opowiadanie.!!:D Od dzisiaj jestem twoją wielką fanką.!:D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.!<3

    OdpowiedzUsuń
  10. NO DALEJ! Szybko <3 Dodawaj next. Zapraszam do sb ;p http://mimo-bolu.blogspot.com/
    WITOJŻESZ, nie no jebłam

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie no jebłam XD Rozpieprzają mnie wasze teksty i ogólnie rozdziały. A ten i poprzedni były taaaaaakie słodkie. Jaram się i z niecierpliwością czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. http://flowersareourbeginning.blogspot.com/
    Matka Louisa ma poważne problemy zdrowotne, a mianowicie raka. Ledwo wiąże koniec z końcem więc nie może zebrać sumy 100tyś w trzy miesiące. Pomaga jej syn. Dostał pracę w kwiacarni, co najdziwniejsze bez żadnego wykształcenia. Ale czy na pewno będzie tam składał bukiety?
    KIM NAPRAWDĘ LOU MA BYĆ W TEJ PRACY? CZY ZNAJDZIE KOGOŚ KTO GO WESPRZE..
    http://flowersareourbeginning.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Hahaha, jedno z lepszych opowiadań jakie miałam okazję przeczytać. Jest z humorem, a nie ciągła melancholia, ogólnie świetny styl pisania. A Louis jest genialny! Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko. :D
    http://enemies-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu no po prostu genialny rozdział, a opowiadanie samo w sobie jest fajne i ciekawe. Ubustwiam to jak piszesz bo na prawdę robisz to świetnie. Czekam na kolejny i życzę dużo weny ;)

    Zapraszam do komentowania i obserwowania: http://one-direction-lose-my-mind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. - Kur...Witojże...Jestem! Mam kunia!- usłyszałam nad sobą i uchyliłam powieki- Siedzę na kuniu, siedzę na kuniu!
    - Tyłem- dodałam, kiedy moim oczom ukazał się przezabawny widok brązowowłosego nastolatka w obcisłych czerwonych rurkach umorusanych błotem (a przynajmniej chcę myśleć, że było to błoto), siedzącego na dorodnej, nieosiodłanej, siwej klaczy. Jego nogi dyndały chyba z półtora metra nad ziemią, a kiedy tylko zwierzę się ruszyło, lądował twarzą przy jego ogonie.
    - A... No tak...- spalił buraka i zwinnie zeskoczył, lądując centymetr od mojego ramienia.
    Przy tym momencie normanów padłam. Moja przyjaciółka stwierdziła że jestem jakaś chora, ale gdy sama to przeczytała śmiała sie jak psychiczna. Macie więc nowa czytelniczkę!

    OdpowiedzUsuń
  16. jestescia boskie xxx

    OdpowiedzUsuń
  17. Hahahahahhahahahhahahahahahhahah... Hahahahahhahha Suuuper ahahahgahahaghahaahhahahahahhaha

    xx

    OdpowiedzUsuń